Dzisiaj wyruszyłam na borówki.... tak, to była prawdziwa wyprawa, zabrałam pudełeczko po margarynie i kartonik po jogurcie litrowym- razem na 1,5 litra borówek... i udało mi się zebrać tyle, i nawet podjeść do tego trochę... odkryłam piękne miejsca... znowu.... i zauważyłam, że aparat nie oddaje KOMPLETNIE tego, co cały czas chcę przekazać... i to dlatego wrzucając w google "foto finlandia"itp wypluwa tak mało zdjęć... bo tego nie sposób sfotografować... dech zapiera, tak tu pięknie... i rozbraja serdeczność spotykanych ludzi.... taka zupełnie naturalna, szczera i napełniająca wzruszeniem... na jednym ze zdjęć widać mój cień, kawałek roweru- bazapelacyjnie najlepszemu przyjacielowi, jakiego tu mam... poza ekipą z przedszkola, oczywiście-i ślad po podkowie w piasku i odbitą psią łapę... i to chyba dziś moje ulubione zdjęcie...starsza pani jadąca na przejażdżkę na koniu z psem, mijała mnie najpirw pałaszującą w borówkach borówki, uśmiechając się, później w drugą stronę, wracając, coś do mnie
mówiła, ale nic nie zrozumiałam... uśmiechnęłam się, ona też.... potem pan grzybiarz też sie do mnie uśmiechnął, odpowiedział na moje pozdrowienie...... ale mi się tu podoba... czemu się tak roztkliwam nad prostotą dnia codziennego? skoro to samo dzieje się wszędzie indziej na świecie? na pewno doświadczam tego przede wszystkim naprawdę częściej niż kiedykolwiek, gdziekolwiek dotąd... nie wiem.... może też pogoda, może ta przyroda, może właśnie lista przebojów trójki tak mnie rosmymłała? dzień naprawdę był fantastyczny, znalazłam nawet 3 grzybki- a wcale nie szukałam.... i zrobiłam sobie dzisiaj ucztę mistrzów, zupę grzybową- po tacie przesadziłam z pieprzem, i na drugie borówki, na deser borowki... i jeszcze mi zostały na zapas :-)
polecam otwierać zdjęcia, wtedy troszkę lepiej widać, o co mi chodzi z tym "nieoddawaniem" tego, co chcę sfotografować